lampy
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lampy. Pokaż wszystkie posty
Kinkiety w stylu skandynawskim

Kinkiety w stylu skandynawskim

Czas pędzi nieubłaganie, codziennie mam plan, żeby wieczorem zasiąść do bloga ale zmęczenie nie pozwala, dzisiaj się zawzięłam! Będzie znowu o lampach, nie mylicie się - ZNOWU o lampach ;), ale spokojnie, nie zmieniam zawodu, nic z tych rzeczy ;) Tak się po prostu złożyło, że w krótkim okresie czasu udało mi się wpaść na pomysł dwóch różnych lamp. Poprzednia druciana była z kosza na śmieci, a tym razem padło na kinkiety.

"Potrzeba matką wynalazku" ;) W sumie to by się częściowo zgadzało, bo w potrzebie byłam i to pilnej, bo kinkiety w salonie zupełnie nie pasowały mi do reszty i koniecznie chciałam je wymienić na proste, oszczędne w formie, skandynawskie. Wynalazek to znowu nie taki wielki, ale muszę przyznać, że efekt bardzo mi się podoba!

Zanim przejdę do konkretów chciałabym jeszcze wspomnieć skąd w ogóle pomysł na takie właśnie kinkiety, otóż jak już zapewne wiecie uwielbiam lampy z Zorki Factory, co tu dużo gadać, mogłabym je mieć dosłownie wszystkie! A kolekcję kinkietów już posiadam całkiem pokaźną w ilości sztuk 5 :) Ostatnio w ofercie pojawiły się kinkiety z elementem drewna i czarnego metalu i od razu zdobyły moje serce, jednak jak to ze mną bywa, zawsze muszę odczekać, zastanowić się, pomyśleć na każdy możliwy sposób, czy na pewno itd. To już też wiecie ;) Kiedy w końcu zdecydowałam, że chcę je na pewno, napisałam do Zorkiego, ale sprawa nie była prosta, bo ja potrzebowałam 2 sztuki (a gotowa była tylko jedna) i koniecznie chciałam je mieć na ubiegły piątek ;) Wymagająca baba ze mnie co? Nie było możliwości wykonania drugiej w tak krótkim czasie, ale ten model tak mnie zainspirował, że jakimś trafem wpadł mi dość fajny (tak myślę) pomysł do głowy ...

Prawdopodbnie nie doszłoby do realizacji gdyby nie fakt, że jakiś czas temu (już sama naprawdę nie pamiętam kiedy) dorwałam na stoisku sprzedaży okazyjnej w Ikea reflektory Hektar częściowo rozmontowane i nawet trochę porysowane co mi odpowiadało jeszcze bardziej ;) Drapnęłam wszystkie 5 sztuk z myślą o sypialni, ale niezależnie od tego i tak już wtedy wiedziałam, że na pewno mi się przydadzą ;)


Od razu wyjaśniam, że naszych kinkietów nie da się porównać z modelami Zorkiego, moje materiały nie są z odzysku, to raczej takie półśrodki, ale i tak dziękuję Zorkiemu, że mnie zainspirował do działania!

 http://www.showroom.decostyl.pl/index.php/Sklep-Internetowy/vmchk/MyZorki-Design/824-Kinkiet-Industrialny-Loft-Office-Wood-517.html
W sumie kinkietów mamy 3 sztuki, dwie do salonu, jedna do aneksu kominkowego. Te w salonie mają schowane kable w ścianie, bo tam były już instalacje, a ta w aneksie ma cały kabel na wierzchu czyli industrial pełną gębą ;)




Co jest potrzebne aby wykonać takie kinkiety? Lista wraz z cenami i linkami do sklepów poniżej:

1. Klosz - ja użyłam Hektar, Ikea, 60 zł (ja kupiłam za 40 zł)
2. Drewniany wspornik - Ekby, Ikea, 6 zł
3. Kabel w oplocie - ja użyłam Sekond, Ikea, 16 zł (kabel ma długość 1,8m, na trzy kinkiety użyliśmy 2 oprawki, takie kable na metry można również kupić np. na allegro)

We wsporniku trzeba nawiercić większe otwory, aby można było przeciągnąć kabel. Można to zrobić w taki sposób jak u nas albo inaczej (tutaj już jak się komu podoba, możliwości jest kilka), sam reflektor też można przymocować inaczej np. od czoła w poziomie, u nas odkręcona jest też część metalowa, do której przymocowany jest ruchomy klosz). Muszę tutaj oczywiście koniecznie wspomnieć, że lampy wykonywał i podłączał mąż, któremu jestem za to bardzo wdzięczna :)




źródło: www.ikea.pl

A poniżej przedstawiam już kinkiety w szerokich kadrach w salonie i aneksie kominkowym.









A co u nas? Dużo się dzieje, mam Wam tyle do pokazania, postaram się to nadrobić, niedługo urlop więc może wieczorami będę do Was pisać ;) Kończymy też duży projekt tego lata czyli renowację domku drewnianego dla dziewczynek, pokazałam już trochę na Instagramie. Zaglądajcie tam, bo z wyprzedzeniem możecie śledzić o czym będą następne posty ;) 

Ściskam
Iza


Druciana lampa z kosza na śmieci

Druciana lampa z kosza na śmieci

czyli z cyklu "czego też baba nie wymyśli" ...

O tym, że kocham druciaki nie muszę już pisać, każde wpadają mi w oko i okrągłe, i kanciaste, i czarne, i szare, dosłownie każde bez wyjątku! Duże kosze są wspaniałe, można w nich przechowywać przeróżne rzeczy, służą jako dekoracja a nawet stolik. Kiedy kilka tygodni temu wypatrzyłam te kosze w Jysk wiedziałam, że pewnie u nas zawitają ;)

Jeden trafił z prędkością błyskawicy, można go zobaczyć tutaj a kolejny całkiem niedawno jednak w zupełnie innej roli niż zakładałam! Planowałam, że użyję go do przechowywania lub jako stolik (dorobię drewniany blat) ale okazało się, że jest dość mały i raczej na stolik się nie nadaje przynajmniej do naszych dość dużych wnętrz.

Tak się właśnie składało, że do aneksu z kominkiem od dawna chciałam nową lampę, ale nie uśmiechało mi się wydawać na nią dużej kwoty. Widziałam tutaj czarną lampę drucianą, najlepiej w stylu loft. Oglądałam przepiękne okazy ale wciąż nie byłam zdecydowana poza tym jak to na blogerkę przystało, zastanawiałam się czy może uda mi się coś wymyśleć, zrobić samodzielnie, chciałam mieć coś swojego, innego, niepowtarzalnego no i padło na kosz na śmieci a co ;)


Dlaczego kosz na śmieci? Bo właśnie tak ten produkt jest nazwany w sklepie, w którym go kupiłam. Mało brakowało a nie wyświetliłby się na liście wyszukiwania ;)

Do samodzielnego wykonania lampy potrzebne są 3 elementy (lista poniżej) a do skręcenia ich ze sobą należy jeszcze wywiercić otwór w dnie kosza. Otwór w tym przypadku powinien mieć średnicę 4cm. Proste? Jak drut no może trochę pogięty jednak ;)

Lista zakupów wraz z cenami oraz linkami do sklepów:

1. Klosz - kosz na śmieci Kontor, Jysk - 50 zł (w promocji)
2. Oprawka z kablem - Sekond, Ikea - 16 zł
3. Żarówka - Ledare, Ikea - 50 zł (ja użyłam akurat takiej)


Koszt lampy (nie licząc żarówki, bo lampy są zawsze sprzedawane osobno) zamyka się w kwocie 66 zł co mnie bardzo cieszy, a efekt bardzo mi odpowiada szczególnie, że lampy to akurat jedne z tych elementów, które chciałoby się co jakiś czas wymienić.


Nowa lampa ożywiła wnętrze, a dodatkowo zdecydowanie bardziej wpasowała się w obecnie panujący u nas klimat. Jak widzicie nadal dodaję elementy w czerni i coraz bardziej się cieszę, że w końcu się do niej przekonałam. Teraz dopiero widzę jak nabierają wyrazistości i klimatu.







Mam nadzieję, że pod koniec tygodnia uda mi się nadrobić zaległości blogowe i pokazać Wam więcej ostatnich projektów. Jeśli jesteście ciekawi co robię i nad czym pracuję to na bieżąco staram się pokazywać choć trochę na Instagramie, możecie mnie znaleźć tutaj.

Iza
 
Kuchnia i jadalnia po skandynawsku

Kuchnia i jadalnia po skandynawsku


Witajcie Moi Drodzy Czytelnicy!

Takiej długiej przerwy w blogowaniu jeszcze nie miałam, co prawda było mnie trochę na FB, założyłam nawet profil na IG w tym czasie, ale niestety blog porosły już pajęczyny. W tematyce wnętrzarskiej działo się u nas dużo, a na blogu odwrotnie proporcjonalnie - cisza. Dlaczego tak się stało? Postaram się trochę wyjaśnić choć nie jestem pewna czy jesteście tym zainteresowani, jednak gdybym ten temat całkowicie pominęła i przeszła po prostu dalej to nie byłabym sobą.

3 marca mieliśmy zaplanowany zabieg Asi (migdał gardłowy, migdały boczne, błona bębenkowa) i to był powód mojej długiej nieobecności. Nie było pytania o to czy go wykonywać, decyzja była jasna i jedyna, bo rozmiar był bardzo duży, dodatkowo były już problemy z ujemnym ciśnieniem w uchu. Najbardziej przykre jest to, że poszłam do laryngologa z własnej woli, wiedzy, obawy. Nie dostałam skierowania od żadnego z pediatrów, do których chodziłam z ciągle chorującym dzieckiem. Na jesień pierwsza wizyta, w moim przekonaniu profilaktyczna, a na koniec zimy już zabieg ...

Nie krzywduję sobie absolutnie, ubolewam nad dziećmi cierpiącymi na okropne i poważne choroby, żałuję i tulę dzieciątka porzucone, chore i źle traktowane, staram się pomagać kiedy tylko mogę, ale serce matki nie zna granic, zawsze boleje i troszczy się o swoje dzieci, cierpi nawet kiedy to nie ją nie boli. Ściśnięte gardło, wypieki na twarzy spowodowane powstrzymywaniem się od płaczu, bo przecież miała taki dobry humor i nie wiedziała do końca co czeka Ją po zabiegu i myśli, tysiące myśli, obaw, strachu, że coś pójdzie nie tak, że będą powikłania, że będzie cierpieć ... A w ogóle to jak to? Moja mała córeczka idzie na stół operacyjny? Będzie tam sama, beze mnie ... i będą ważyć się losy Jej zdrowia ... ktoś będzie ingerował w Jej malutkie ciało ... Mogłabym tak pisać i pisać. Przeżyłam to bardzo mocno, na swój ogromnie wrażliwy sposób, tak mam i już, niestety nie czuję się na siłach tego zmienić. Przed zabiegiem się stresowałam, wszystko mi się działo, płakałam po kątach, w trakcie zamarłam wytężając słuch aby wytropić wszystkie możliwe odgłosy jakie dochodziły z sali operacyjnej, po zabiegu cierpiałam razem z Nią. Najbardziej dotknął mnie moment, kiedy jeszcze śpiącą niósł Ją na rękach lekarz anestezjolog, niewyobrażalne uczucie, praktycznie nie do opisania, a potem moment przebudzenia i przeraźliwie żałosny płacz, cichy i delikatny, ale tak ujmujący i ściskający za serce ... po obu porodach to z pewnością kolejny kamień milowy na mojej drodze ...

Jestem szczęśliwa, że nasza Pani doktor okazała się być nie tylko wspaniałym specjalistą, ale przede wszystkim człowiekiem i wspierała nas bardzo w tym trudnym dniu.

A potem, miało być lekko, miała jeść lody i leki przeciwbólowe miały pomagać, ale niestety w naszym przypadku wyglądało to inaczej. W trakcie zabiegu pojawiło się duże krwawienie co spowodowało potem wymioty, silniejszy ból, brak apetytu, ogólnie bardzo nieprzyjemne skutki i dłuższe gojenie. 

Adrenalina trzymała mnie kilka dni i dobrze, bo miałam siłę, żeby Ją nosić na rękach, spełniać Jej zachcianki, spędzać 100% czasu, a później mój organizm zaczął odrabiać straty i niestety wieczorami padałam z nóg. Nie mogłam zastartować, wciąż myślami tam i wtedy, rozkojarzona, zamyślona, wybita z rytmu ... Dopiero od kilku dni powoli mogę powiedzieć, że zaczynam wracać na normalne tory, ale żeby nie było tak kolorowo, cały ubiegły tydzień chora była Alicja a Asia od kilku dni kaszle, jutro kolejna wizyta. Już od miesiąca trwa u nas sezon infekcyjno - szpitalny, tkwię w maraźmie leków, wizyt lekarskich i szpitalnych.

Te wszystkie zmiany, które dokonały się u nas w ostatnim czasie miały być odskocznią i pocieszeniem, lekiem na całe zło ale nawet mnie, świrniętej na punkcie tematyki wnętrzarskiej, zwyczajnie nie cieszyły.

Dzisiaj mogę powiedzieć, że już cieszą i poprawiają humor, więc przerywam ten zastój blogowy i chcę pokazać Wam jak zmieniła się nasza kuchnia i jadalnia. Pojawiły się w niej elementy, które dodały więcej klimatu skandynawskiego (moim zdaniem choć tak naprawdę ten styl ma wiele różnych odmian). Wszystkie te rzeczy miałam w głowie już dawno, ale leżakowały jak to zwykle u mnie. W sumie to dobrze, bo mogłam bardziej przekonać się, że to dobre decyzje.

Czarna tablica. Jeszcze rok temu chciałam powiesić tutaj zwykłą tablicę w drewnianej ramie, ale nie chciałam dziurawić mebli i wciąż zwlekałam. I dobrze, bo w końcu dojrzałam do tego, aby zrobić bardziej radykalny krok. Tablica składa się z czterech samoprzylepnych folii, bo akurat takie były dostępne w tchibo.pl, ale można zakupić też folię w jednym kawałku. Jest to nie tylko powierzchnia do pisania kredą ale również magnetyczna tyle, że nie zdążyłam nabyć fajnych magnesów.

Innym sposobem na taką tablicę może być pomalowanie ściany czy innej powierzchni farbą tablicową. Na blogach u koleżanek jest sporo informacji na ten temat, sama zamierzam z nich skorzystać w najbliższym czasie, bo chcemy pomalować ścianę u Asi w pokoju. W przypadku mebli kuchennych naszym zdaniem lepiej sprawdziła się folia, którą będzie kiedyś można po prostu odkleić.

Tablica okazała się nie tylko fajnym pazurem i elementem skandynawskim, ale również świetną formą zabawy dla dziewczynek. Poniżej np. hasło wpisane przez Alicję i rysunki Asi.









Dywan. Brakowało mi go tutaj bardzo i żałuję, że tak długo zwlekałam. Tak naprawdę kuchnia i jadalnia to u nas serce domu, to tutaj spędzamy najwięcej czasu razem. Dziewczynki bardzo lubią tańczyć albo po prostu bawić się właśnie w tym miejscu i teraz mogą to robić bez obawy, że matka panikara będzie się wkurzać ;)

Poza tym wydaje mi się, że ten wzór bardzo ożywił to miejsce, jest wciąż monochromatycznie, ale jednak zdecydowanie bardziej ciekawie. To oczywiście moja opinia, ciekawa jestem co Wy o tym sądzicie?






Duża lampa w stylu industrialnym. Zawisła na środku pomiędzy kuchnią a jadalnią. Foto (Ikea) w największym rozmiarze, nie byłam pewna czy nie będzie za duża. Dość długo w tym miejscu wisiał wiklinowy wianek, który ozdabiałam różnymi zawieszkami, ale brakowało mi jednak tutaj światła, po pierwsze właśnie do zabaw dla dzieci a po drugie, po rozłożeniu stołu ta część była nieoświetlona.




Kable w oplocie. Kiedyś już o tym pisałam, chciałam nadać tym lampom trochę indywidualnego charakteru. Nie szukałam w sieci, być może ktoś już je przerabiał, ale ja takich nie widziałam do tej pory. Ogólnie muszę przyznać, że łatwo nie jest, bo są to lampy tanie i zmontowane na stałe, ale mój mąż to złota rączka, więc i takim ograniczeniom dał radę ;)

Kable na metry można kupić np. na allegro, ale ja uznałam, że cenowo lepiej jednak będzie zakupić gotowe zestawy (oprawka z kablem 1,8m) w Ikea. 






Chętnie poznam Wasze opinie na temat tych wszystkich zmian. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was dzisiaj tym długim wstępem osobistym. Cieszę się, że nadal jesteście, mimo mojego braku zainteresowania blogiem, bardzo Wam za to dziękuję! I nawet kilka nowych osób witam na pokładzie! 

Iza


A gdyby ktoś pytał:
Dywan - Ikea
Lampy, kable w oplocie - Ikea
Tablice magnetyczne - Tchibo


Porady wnętrzarskie - neutralna baza

Porady wnętrzarskie - neutralna baza


Witajcie kochani!

Dzisiaj szczególny dzień, pewnie większość z Was właśnie w rozjazdach, a ja korzystając z przerwy między wizytą na jednym cmentarzu a drugim, dokańczam właśnie post dla Was.

Chciałabym poruszyć dzisiaj temat neutralnej bazy we wnętrzach czyli w miarę neutralnych kolorów ścian i podłóg. Jest to pierwsza i podstawowa kwestia, o której zawsze wszystkim powtarzam, bo uważam, że zdecydowanie jest to bardzo istotne szczególnie, że wciąż na rynku pojawiają się nowe produkty, moda zmienia się tak często, że trudno za nią nadażyć, zmieniają się również nasze gusta.

Oczywiście bardzo istotne jest również odpowiedzenie sobie na pytanie - jakie kolory lubię? w jakich kolorach najlepiej się czuję i odpoczywam? jakie kolory wywołują u mnie awersję itd.

O ile ściany jest zmienić łatwiej - np. malowanie, ciut trudniej jest już z tapetami, ale powiedzmy, że jak się chce to można też szybko odmienić wnętrze, jednak z podłogami już nie jest tak łatwo...

Blisko 6 lat temu, kiedy to nadszedł etap wykańczania naszego domu czyli ten zdecydowanie przyjemniejszy dla kobiet ;), nie miałam jasnej wizji tego, jak miał wyglądać, nie zaglądałam jeszcze wtedy na blogi, nawet pism wnętrzarskich nie oglądałam tak dużo, nie mówiąc o tym, że nawet by mi do głowy nie przyszło, że kiedyś założę bloga o tej tematyce i że stanie się to moją wielką pasją! 

Teraz oczywiście tego żałuję, bo zapewne miałabym w domu dużo więcej elementów, które teraz tak bardzo mi się podobają np. białe podłogi, białe drzwi, inną barierkę na schodach ...

Jednak wiedziałam wtedy jedno - JASNE I NEUTRALNE kolory po to, aby ta baza stwarzała mi w przyszłości wiele możliwości. Udało się powiedzmy w 80%, bo np. do aneksu kominkowego już dałam się w sklepie zwieść i kupiliśmy na podłogę dość ciemny (jak dla mnie) kolor.

Pokażę Wam dzisiaj łazienkę, która chyba zdaje się być najlepszym przykładem na to, że ta neutralna baza daje spore pole do popisu. Fajnie się złożyło, bo w końcu mogę pokazać Wam szersze kadry, a to za sprawą kinkietów, które w końcu wybrałam (!). Zajęło mi to jakieś 2 lata?




Poznajecie? Sądzę, że tak, ale na wszelki wypadek - świetne lampy w stylu industrialnym wykonane z materiałów z odzysku można kupić w Zorki Factory

No właśnie i tutaj właśnie zbieżność z tematem dzisiejszego posta. Otóż dwa lata temu kiedy w końcu zebraliśmy fundusze na wykończenie górnej łazienki, styl industrialny był całkowicie poza moim zasięgiem. Nawet nie zwracałam na niego uwagi i może dobrze się stało, że tak długo nie mogłam się zdecydować na te kinkiety ...


 

Nasza łazienka już w zasadzie niemodna, bo płytki do sufitu są obecnie faux pas, wzory kwiatowe też już dawno wyszły z mody, ale jak się baba uprze ;) to nie jest aż tak źle i da się dodatkami ten swój styl jakoś wydobyć ;)

Dlatego uważam, że tak ważnym jest przemyślenie tych kolorów zwłaszcza na podłogach, bo jest to zdecydowanie bardziej skomplikowana akcja remontowa. Dla bardziej otwartych na nowości może i nie, bo są już przecież dostępne farby do malowania płytek, są też i powłoki, którymi można pokrywać wszystkie powierzchnie, jak np. ta, którą zaprezentowała firma Veda Concept podczas MeetBlogin. Trzeba jednak pamiętać, że takie zmiany zawsze wiążą się z większą inwestycją.

Neutralna nie oznacza wcale jasna, bo są osoby, które lubią ciemniejsze barwy, chodzi tylko o to, żeby przemyśleć kwestię mocnego kontrastu lub mocnych barw na ścianach i podłogach.








No dobrze, ale przecież mogłabym zrobić wszystko po prostu na biało i nie byłoby problemu, można szaleć do woli. Prawda! Ja w sumie chciałam białe płytki, ale nigdzie wtedy nie udało mi się znaleźć nic co by mnie zadowalało, więc są białe przyszarzałe ;) Ale pomyślcie co by było gdybym zrobiła np. czekoladowy brąz z kremem? ... nie byłoby już tak łatwo wtrącić styl skandynawski z elementami industrial ... Dlatego tak ważne jest, aby to dobrze przemyśleć :)

Wcale nie twierdzę, że ja to dobrze przemyślałam, ale udało mi się wybrnąć tak, żeby bardzo nie żałować.




A co z soczystymi kolorami? Zdecydowanie odradzam je na ścianach i namawiam na to aby eksperymentować z kolorami poprzez dodatki. Znacznie prostsze, mniej kosztowne i można zmieniać do woli. Ja też tak próbowałam, raz w tej łazience leżały sobie soczysto - miętowe dywaniki, mam nawet takie ręczniki, ale skrzętnie je chowam, bo po prostu się nie przekonałam.




Te drzwiczki jak nie były pomalowane tak nie są, tak mi schodzi ...




Podsumowując, dobrze pamiętać o następujących sprawach przy urządzaniu wnętrz:

1. Jakie kolory lubię ja a jakie pozostali domownicy?
2. Jakich kolorów zdecydowanie nie lubię?
3. Jaki lubię styl, na jaki mogę się otworzyć w przyszłości, a jaki zdecydowanie jest poza moim obszarem zainteresowań?
4. Czy lubię zmiany we wnętrzach? Czy chcę często coś modyfikować?
5. Czy jestem podatny na modę i trendy wnętrzarskie?

Mam nadzieję, że odpowiedzi na te pytania okażą się pomocne w planowaniu urządzania Waszych domów i mieszkań lub kolejnego remontu ;)


Piszcie i komentujcie, jestem ciekawa Waszych opinii.

Bezpiecznego i ciepłego weekendu i udanych powrotów do Waszych domów!
Pozdrawiam ciepło
Iza

No to Foto!

No to Foto!


czyli moje nowe lampy w jadalni!!!

Byłyśmy na siebie skazane (hahaha) no co tu zrobić jak to była miłość od pierwszego wejrzenia? 
No co?

No dobra, może nie od pierwszego, ale plan knułam już od dobrych miesięcy, może nawet od roku, czas przecież tak szybko leci, że już tracę rachubę ...

Najpierw w głowie, chodziłam, dumałam i marzyłam (tak, tak, wiedziałam, że będą jak ulał!), co by tu zrobić i jak? Przecież mój małż mnie zakatrupi jak się dowie, że ja chcę wymieniać kupione całkiem niedawno lampy (na dzień dzisiejszy jakieś 2 lata!), no jak?

W końcu moje małe marzenie wnętrzarskie się spełniło!!!




Marzenie, bo to nie był zakup nieosiągalny z powodu ceny czy braku pieniędzy tylko to była zamiana praktycznie nowych lamp!

Tamte sprzedałam za bardzo dobrą cenę i nowa właścicielka jest z nich bardzo zadowolona, więc mogę w pełni cieszyć się nowymi lampami, które naprawdę znacznie lepiej pasują do klimatu naszych wnętrz!!!






Pewnie jesteście ciekawe jak mi się udało przekonać męża?

Łatwo nie było ... kiedy okazało się, że jest dość duże zainteresowanie lampami na dawnej tablicy czyli obecnym OLX, odważyłam się w końcu porozmawiać na ten drażliwy temat i ku mojemu zdziwieniu, mąż nawet przyjął mój misterny plan pozytywnie :)






Teraz jak już wiszą to sobie myślę, że te o średnicy 50cm też by się spokojnie nadały, przynajmniej nad stół, no ale ja kupiłam te 38cm.
A Wy jak myślicie, rzeczywiście te 50cm byłyby lepsze? 





Tak prezentują się wszystkie trzy choć to widok jak dla mnie "niedokończony" więc z pewnością nie zachwyca (dla przypomnienia: wykusz czeka na siedzisko, a ściana po lewej od okna na kredens). Jest też nowy plan na boczne ścianki w wykuszu - może zgadniecie jaki?





Poniżej prezentuję Wam lampy, które też bardzo mi się podobają, ale jednak cena Foto przemówiła do mnie bardziej ;)




Najbardziej skłaniałam się ku Ranarp, bo bardzo podoba mi się kabel (ale już wiem od męża, że można wymienić, więc kto wie ;)). Gdyby były srebrne lub szare od razu bym kupiła! Ottava jest bardzo efektowna, ale widziałam jak ta szklana część się kurzy, więc przy mojej dbałości o czystość pewnie bym się wykończyła przy ich czyszczeniu.


Zadowalam się moimi nowymi nabytkami w cenie nawet bardziej niż przystępnej (49,99 za sztukę + 19,99 za żarówkę) i nie plumkam ;)




A w tle na niektórych zdjeciach widać już zarys mojego drugiego marzenia, które ostatnio się spełniło - malujemy altankę!!!

I o dziwo, wszyscy, nawet mój mąż chwalą, że lepiej teraz wygląda ;)


Dziewczyny ogromnie Wam dziękuję za Wasze wszystkie komentarze i od razu przepraszam, że nie jestem w stanie na wszystkie odpowiadać. Jeśli jest jakieś pytanie, na które nie odpowiedziałam to piszcie do mnie śmiało na maila, postaram się odpowiedzieć tak szybko jak to możliwe.

Buźki
Izka!
Copyright © lifespace(r) , Blogger